piątek, 16 grudnia 2016

Chorwacja na czterech kółkach


Ponieważ w zeszłym roku byliśmy bardzo zadowoleni z naszej objazdówki po południowej Europie (Bawaria, Włochy, Austria,Słowacja i Zakopane) postanowiliśmy w tym roku powtórzyć wycieczkę samochodem. Tym razem miało być trudniej bo po pierwsze dalej i przede wszystkim pierwsza dłuższa wyprawa z dzieckiem.

Niestety na urlop mogliśmy wyjechać dopiero pod koniec września ale mimo to mieliśmy nadzieję na dość ładną pogodę. W końcu to Chorwacja. Niestety październik to nie jest najlepszy moment na wakacje nawet na dalekim południu Europy. Temperatura wahała się między 16 a 21C.
W ogóle ten wyjazd niestety był średnio udany porównując ze wszystkimi, które odbyliśmy do tej pory.

Zaczęło się od zholowanego auta w centrum Zagrzebia. Wynajęliśmy hotel przy starówce ponieważ mieliśmy zostać tu tylko 1,5 dnia i nie chcieliśmy tracić czasu na dojazdy. Bilety parkingowe kupuje się w kioskach. Jak to mówią "koniec języka za przewodnika". Zapytaliśmy się więc pani sprzedającej bilety czy na pewno możemy możemy w tym miejscu zostawić samochód na noc. Zapewniała nas, że nie ma z tym żadnego problemu. Jakie było nasze zdziwienie kiedy rano okazało się, że naszego auta po prostu nie ma. Kelnerka z restauracji obok powiedziała nam co się stało i zamówiła nam taksówkę, którą pojechaliśmy wykupić auto...tak minął nam dzień pierwszy.

No nic. Ruszamy dalej na południe do Splitu. Apartament bardzo fajny, dwa duże pokoje z kuchnią na dodatek blisko plaży. Tylko ta pogoda ;)
Samo miasto bardzo urokliwe aczkolwiek nie polecamy zwiedzania z wózkiem.Wąskie uliczki i duża ilość schodów raczej zapraszają do spacerów z chustą.

Następnym naszym celem był oddalony o 30km Trogir. Tam pensjonat już gorszy i niestety bez ogrzewania co niestety odbiło się na naszym zdrowiu. Naszym czyli rodziców bo Leonka nic nie ruszyło. Starówka nawet bardziej klimatyczna niż w Splicie ale dość mała więc jak dla nas idealne miasteczko na 2-3 dniowy pobyt.

W Trogirze zaskoczyła nas ładna słoneczna pogoda co oczywiście wykorzystaliśmy wypadem na plażę. Na tej właśnie plaży Leoś pierwszy raz wspiął się na kolanka wprawiając nas w wielką dumę!

W drodze powrotnej zajechaliśmy na chwilę do Zadaru. Nie wiem czy to sprawa pochmurnej pogody czy ogólnego zmęczenia ale to miasto nie zrobiło na nas większego wrażenia. Za to na pewno zapamiętamy je bardzo dobrze bo prawdopodobnie tam, na parkingu zostawiliśmy naszę torbę z butami..

Tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy nasz urlop...
Także w następnym roku mazury w szycie sezonu :)










Hej wesele!

W połowie września wybraliśmy się na weekend do Polski na ślub i wesele znajomych. Do kościoła na mszę i na zabawę poszliśmy we dwoje. Moim zdaniem w wieku 6 miesięcy Leon był zdecydowanie za mały na takie imprezy.

Na szczęście mogliśmy zostawić małego pod opieką mojej mamy. W sumie było to już drugie wesele, podczas którego Leoś spędził czas z babcią w domu. Za pierwszym razem, muszę przyznać, byłam lekko zestresowana. Zwłaszcza, że to były pierwsze próby picia z butelki. Tym chyba najbardziej się martwiłam, że nie zechce jeść i będzie płakał z głodu.
Na szczęście wszystko poszło bez problemu. Ba! Spał lepiej niż z nami w domu. Położony o 20 obudził się tylko raz o 4 na karmienie i dospał do 8. Szkoda, że był to jednorazowy wybryk ;)

Także we wrześniu już całkiem na luzie mogliśmy pójść się bawić.
Wiem, że są różne sytuacje i nie zawsze można znaleźć opiekę dla dziecka na czas ślubu i wesela ale patrząc na inne maluchy byłam bardzo szczęśliwa, że nasz syn spędza czas z babcią w domu. Na sali było głośno od muzyki, mnóstwo ludzi, jasno od jarzeniówek i do tego ta pora...Rozumiem, że kilkulatek jeszcze sobie potańczy, pogania z innymi dzieciakami ale niemowlak to się raczej tylko wymęczy.

Natomiast następnego dnia na poprawinach pojawiliśmy się już z Leosiem. Rodzina zadowolona, mały wyspany a i w okół restauracji znalazło się miejsce na krótki spacerek wśród zieleni.